Ps. Bohaterowie: Ola i Louis.
Ps2. Nie mam pojęcia, dlaczego czcionka, znów jest inna ._.
Ludzie przychodzą i odchodzą.
Czas biegnie nieubłaganie, pozwala by niektóre momenty z naszego życia zostały
całkowicie wymazane, lub zostawiły w naszej pamięci wyraźnie zarysowany ślad.
Który cóż… Niekiedy zanika, pozostawiając po sobie jedynie pustkę, którą jako
zwykli śmiertelnicy próbujemy zapełnić czymś materialnym.
Mała ciemnowłosa
dziewczynka, z różowym plecakiem przemierzała ulicę w podskokach ciesząc z
nadchodzących wakacji i czasu który w końcu spędzi ze swoją rodziną w Polsce.
Każdego dnia przemierzała tą samą trasę, więc mogłaby nawet iść z zamkniętymi
oczami, lub tyłem nigdy jednak tego nie robiła, zawsze zza płotem sąsiadów
czekał jakiś pies, lub dziecko które mogło ją wystraszyć, ona mogła
upaść, a taki upadek bolał. Była kruchą dziewczynką o brązowych włosach i
szaro-niebieskich oczach, w których widać było dziecięcą radość. Często się
uśmiechała do ludzi nawet tych których nie znała, rozdawała szczęście wszystkim
ludziom dookoła siebie, nawet sama do końca nie wiedząc że to robi. Gdzie
znajdywała owe szczęście? W gwiazdach, które letnie wieczory obserwowała leżąc
na kocu, dopóki ktoś nie zawołał jej do domu. Szczęście było też w książkach
które czytywała jej rodzicielka, a ona sama wymyślała różnie niestworzone
zakończenia lub całkiem nowe historie. I w muzyce, może nie znała zbyt wielu
prawdziwych, godnych podziwu wykonawców, jednak kochała śpiewać i kochała też
lekcję pianina.
Pewien chłopak
siedząc pośród gałęzi drzew obserwował ją uważnie przez kilka ostatnich
tygodni. Podziwiał ją, za to że każdego poranka, gdy wypatrywał jej jeszcze z
okna, ma w sobie tyle samo energii co popołudniu kiedy wraca ze szkoły i
rozdaje swój perlisty uśmiech każdemu kogo napotka. Niebieskooki brunet
wychylił się delikatnie, łapiąc jedną z gałęzi by spojrzeć dziś ostatni raz, na
mijającą już jego drzewo, dziewczynę. Chłopak był prawdopodobnie o całą głowę
wyższy od nieznajomej, tak naprawdę niebieskozielone oczy błyszczały i
magnetyzowały każdego na kogo spojrzał i sprawdzały jego dusze na wylot, nawet
te najciemniejsze zakamarki. Króciutkie włosy, opadały na jego czółko, a gest którym
odgarniał niesforne kosmyki był naprawdę uroczy. Codziennie siadał na owym
drzewie, nie tylko by obserwować ciemnowłosą, bo robił to zanim pierwszy raz ją
tu zobaczył, ale po to by słuchać muzyki, ze swojego przenośnego odtwarzacza,
po to by sam coś napisać, przeczytać jakąś książkę. A latem do czasu gdy mama
go nie wołała uwielbiał wpatrywać się w gwiazdy. W końcu miał rocznikowo
dwanaście lat i uważał, że wie wszystko co powinien wiedzieć młody mężczyzna.
Oboje byli do
siebie tak strasznie podobni, jednak żadne z nich o tym nie wiedziało. On
obserwował ją ze swojej skrytki, a ona nie do końca nieświadoma jego obecności,
przechodziła obok jego tajnego miejsca, czasem nucąc jakąś melodie, którą i
chłopak podłapywał. Byli młodzi, bardzo, w końcu szatyn za kilka miesięcy
skończy dwanaście lat, a dziewczyna niecały miesiąc skończyła dopiero
dziesięć. Nie wiedząc też czemu, on czuł że coś go przyciąga do nieznajomej,
nie potrafił jednak rozszyfrować tego uczucia, mimo iż uważał, że wie już
wystarczająco dużo. Dziewczynka natomiast, każdego dnia mijając ogromne drzewo
miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, zawsze miała ochotę zatrzymać się i
sprawdzić dlaczego właśnie w tym miejscu spotyka ją właśnie takie, a nie inne
uczucie, jednak nigdy nie miała zbyt wiele odwagi by to zrobić, więc rozsyłając
swój szczery uśmiech maszerowała dalej.
Dziś jednak
brązowowłosa potykając się o własne nogi, przez przypadek rozwiązała swoją
sznurówkę, chcąc nie chcąc zatrzymała się i nachyliła by jak najszybciej ją
zawiązać. Westchnęła zrezygnowanie, gdy za pierwszym razem nie zaciągnęła tak
mocno jak powinna i spróbowała ponownie, mrucząc pod nosem, że będzie próbować
aż do skutku. Dopiero gdy usłyszała nagły trzask odłamującej się gałęzi,
zaciągnęła z przerażenia najmocniej jak mogła i wyprostowała się, odwracając
szybko w stronę skąd doszedł dźwięk, który przyprawił ją o dreszcze.
Szatyn opierając
się gałąź i nachylając by wyraźniej wiedzieć jej postać sprawił, że nie
wytrzymała ona obciążenia i odłamała się od pnia, a on spadł razem z nią. Upadł
na ziemie, na szczęście obijając sobie tylko kolano i cudem nie łamiąc sobie
prawej ręki. Niebieskooka niepewnie podeszła do nieznajomego i nachyliła się
nad nim, odsuwając swoją nogą liście które utrudniały jej drogę. Ze strachem w oczach,
zmusiła się do wypowiedzenia kilku słów
- Nic Ci się nie
stało? – już nie bała się o siebie, teraz bała się o niego. Szatyn zdziwiony
uniósł głowę, zatapiając swoje tęczówki w jej oczach pokręcił przecząco głową.
Dziewczynka odetchnęła z wyraźną ulgą i wyprostowała się by następnie złapać
się pod boki i zdać nurtujące ją pytanie, marszcząc zabawnie brwi.
- Co tam robiłeś?
- Obserwowałem
cie – wymsknęło mu się zanim zdążył ugryźć się w swój przydługawy jęzor. –
Znaczy… um… - podrapał się po karku, zostawiając nie dokończone wyjaśnienie.
Wstał i ledwie trzymając się na nogach otrzepał swoje spodnie, bojąc się teraz
spojrzeć w jej stronę, odwrócił się by ponownie wdrapać się na drzewo i zaszyć
w jak najwyższym miejscu. Tak by nie czuć jej palącego wzroku na sobie. Mógł
się lepiej zastanowić za nim cokolwiek powiedział. Do jego uszu dotarł
stłumiony chichot, obrócił się energicznie świdrując wzrokiem nieznajomą. Stała
przykładając rękę do ust i śmiała się cicho.
- Jestem Ola –
wyciągnęła po chwili rękę w jego stronę i uśmiechnęła się szeroko, zarażając
tym swojego towarzysza.
- Louis –
uścisnął jej delikatną dłoń, była naprawdę niższa od niego o głowę, jej włosy
wciąż był targane przez lekki wiatr i co chwila odgarniała je drugą ręką, a on
wpatrywał się w nią jak w obrazek, próbując zapamiętać każdy szczegół.
Nie wiedzieli
jeszcze jak wielka przyjaźń ich łączy, jaką długą nicą są połączone ich życia i
mimo iż może się wydawać, że ona w końcu pęknie ona nigdy nie pękła. Rozciągała
się do każdego zakątka świata w jakim Louis lub Ola się znaleźli.
- Mamo, ale
proszę Cię zostańmy ten miesiąc jeszcze w Londynie – mała Ola, szła za swoją
rodzicielką błagając by, zostać w Anglii dopóki Louis nie wyjedzie ze swoją
rodziną na wakacje. Już od kilku dni, jęczała i robiła wszystko co mama jej
kazała jak najszybciej się dało, by zobaczyła jak bardzo jej zależy. Jednak
kobieta była nieugięta, nie widziała nic szczególnego w nowym znajomym jej
córeczki tym bardziej, że minęło bardzo mało dni od ich spotkania twarzą w
twarz, ba podejrzewała Louis’a, o wszystkie nieciekawe rzeczy, które mogłyby
się wydarzyć. Jednak Ola była również nieugięta i nie poddawała się do póki
mama z ciężkim sercem nie przystała na jej propozycję. Nie widziała nic złego w
Lou i to wcale nie dlatego, że była młoda czy dlatego, że niewiele wiedziała o
życiu, ona po prostu to czuła, czuła, że może mu zaufać jak nikomu innemu,
dlatego też ostatnie dni szkoły spędzili razem. Zbierając całą energie jaką
miała w sobie, mała dziewczynka pędem ruszyła w stronę domu Louis’a, chłopak
właśnie stał tyłem do niej, z aparatem chcąc zapewne zrobić zdjęcie, jednak ona
nie zwróciła na to uwagi. Dla niej liczył się fakt, że spędzi wakacje z
Louis’em rzuciła się na niego, obejmując swoimi rękoma jego szyję, śmiejąc się
i mówiąc, że czeka ich miesiąc pełen wrażeń. Szatyn prawie stracił równowagę,
nie spodziewając się jej, jednak ustał na nogach, odpowiadając głośnym,
radosnym okrzykiem. Ola zeskoczyła i stanęła naprzeciwko Louisa, poczuła się
dziwnie i posmutniała widząc w jego dłoniach aparat, który ukrywał wiele
wspomnień z życia jego i jego rodziny. Pomyślała też o jego innych kolegach i
koleżankach przecież musiał ich mieć, nie może być taką egoistką by zajmować
cały jego wakacyjny czas, otwierała już buzię by o tym wspomnieć jednak chłopak
wyprzedził ją, nie zauważając jej chwili smutku.
- Tata kupił mi
aparat – przerwał unosząc sprzęt na wysokość oczu – bym zapisał wszystkie
najwspanialsze wspomnienia. I pierwsze zdjęcie chce mieć właśnie z moją jedyną
i najwspanialszą przyjaciółką – ich twarze rozświetlił najwspanialszy uśmiech,
potrafili dać go tylko sobie nawzajem. Od Oli uciekły wszystkie myśli, które
wywołały na jej twarzy przygnębienie. Lou wyciągnął rękę przed siebie i nadusił
przycisk robiący zdjęcie, oboje zrobili dziwną minę i tak o to powstała
pamiątka na zawsze. W dzieciństwie wszystko jest takie proste.
- Wyśle Ci ją do
Polski zanim wrócisz wraz z kartką. – dźgnął ją palcem, następnie odłożył
aparat na stolik, roześmiał się widząc jej oburzoną minę, a po chwili ruszył w
jej stronę pędem. Mogli się ganiać tak do końca, życia, do utraty sił i tchu.
W końcu i rodziny
dwójki przyjaciół poznały się, rodzice Oli zaczęli dostrzegać prawdziwe,
obliczę Louis’a i zaakceptowali go mówiąc, że jest wspaniałym chłopakiem, takie
samo zdanie miała o Oli rodzina Tomlinson.
- Olu zagraj mi
coś – zaczął Louis gdy wszyscy siedzieli przy stole. Brązowowłosa spojrzała na
niego mrużąc oczy niezadowolona. Przecież dobrze wiedział, że nie wiele
potrafiła zagrać, ciągle się myliła. – Zaśpiewam – powiedział z ręką na sercu
uśmiechając się w jej stronę by dodać jej otuchy. Wstała wywracając teatralnie
oczami, chwytając Lou za nadgarstek zmusiła by i on wstał, a następnie oboje
stanęli przy kominku.
- Nie zagram, ale
zaśpiewam razem z Tobą. – kiwnęła głową, w pokoju zrobiło się cicho. Przez
chwilę można było usłyszeć muchę, która odbijała się o szybę chcąc wylecieć,
jednak i ona w końcu przestała siadając na parapecie. Dwójka dzieci, trzymając
się delikatnie za rękę zaczęła cichutko śpiewać, piosenkę którą razem napisali.
Pomyślałby ktoś, że to niemożliwe, że jakaś osoba trzecia zrobiła to za nich,
jednak nie. Gdy byli razem świat wydawał się piękny, jedyny w swoim rodzaju i taki,
gdzie wszystko jest na właściwym miejscu. Razem byli silniejsi, mądrzejsi,
stawali się piękni duchem i uczyli się od siebie jak żyć. O tym była ich
pierwsza piosenka. Ich głosy były jednością, nikt nie byłby zdziwiony, gdyby
okazało się, że oboje w poprzednim życiu byli aniołami.
Młodzi
przyjaciele, leżeli na trawie w ogrodzie dziewczyny patrząc na gwiazdy.
Niebieskooki pokazywał jej właśnie, gdzie znajduje się duży wóz i mały, drugą
ręką obejmował swoją małą towarzyszkę w pasie, by było jej cieplej. Oboje
wyprostowali się słysząc krzyk i zobaczyli nadbiegającą kobietę.
- Olu zbieraj się
wyjeżdżamy natychmiast.
- Ale mamo … -
zaprotestował cichy głosik w ciemności, jednak rodzicielka wzięła ją za
nadgarstek w stronę domu. Ciemnowłosa odwróciła twarz w stronę przyjaciela
,ledwie dostrzegając jego smutny wzrok ból serca nie pozwalał jej być
posłuszną, chciała tu zostać, a jeśli nie mogła chciała się chociaż pożegnać.
Wyrwała się i ze łzami w oczach podbiegła do Louisa, by przytulić się do niego
najmocniej w świecie. Przymknęła oczy wciągając jego zapach by zapamiętać na
ponad miesiąc rozłąki, chodź gdzieś głęboko w sercu czuła, że czasem może tutaj
nie wrócić. Jednak zakopała to tak głęboko w sobie, że nie widziała innej
opcji, nie widziała nic innego tylko powrót do Anglii i widok Louisa
czekającego na nią pod jej domem.
Lecz
tak się nie stało, wróciła do Londynu dopiero wiele lat później.
Szatyn będąc na
wakacjach poprosił rodziców o wywołanie jedynego zdjęcia na jego aparacie, by
następnie wysłać je w raz z kartką z wakacji do swojej przyjaciółki. Koperta w
szybkim tempie dostała dostarczona pod Londyński adres, a następnie odesłana do
Polski. Gdzie matka Oli widząc zdjęcie oderwała Louisa i spaliła wraz z
kopertą, kartką nie czytając. Nie chciała wiedzieć jak chłopak tęskni za swoją
najlepszą koleżanką, jak czeka aż oboje wrócą do miasta i w końcu się spotkają,
to było by dla niej za wiele. I za dużo do tłumaczenia Oli, która przez nie
ostrożność własnej rodzicielki straciła część pamięci.
Nić przyjaźni Oli
i Louisa została rozciągnięta nad oceanem i w żaden sposób nie miała być
przerwana.
I w pewnym
sensie tak było.
~
Wysiadłam z
autobusu, rozłożyłam parasol i ruszyłam w stronę kawiarni. Pod nosem nuciłam
jakąś melodie, która jak echo odbijała się codziennie w mojej głowie, jednak
nikt nie wiedział co to może być. Mama tylko zawsze narzekała, że mam przestać,
że to ją denerwuje i czy nie znam jakiejś innej piosenki? Mam wrażenie, że to
ma związek z tymi czasami, o których nie pamiętam, jednak zawsze boje się
zapytać, a jeśli coś o tym chociażby wspomnę, zawsze zmienia temat, więc
w końcu musiałam odpuścić całkowicie. Z resztą, teraz to i tak niema znaczenia.
Mama jest w Polsce, a ja wyjechałam na studia do Londynu, szczerze dziwie się,
że mi na to pozwoliła, ale nie pisnęłam o tym ani słowa. Przeskoczyłam ostatnią
kałuże, dzielącą mnie od drzwi i weszłam do środka, przywitałam się z koleżanką
kiwnięciem ręki, a następnie zniknęłam za drzwiami dla pracowników. W
koncie pod oknem, rozłożyłam mokry parasol, na wieszak odwiesiłam swój płaszcz,
zabierając uprzednio z niego swój fartuch. Zawiązałam pasek z tyłu na kokardkę,
i wyszłam z pomieszczenia. Za oknem ukazała się blond czupryna, roześmiałam się
na widok Irlandczyka w drzwiach. Stali klienci zawsze przychodzą o stałych
porach, porannych przed zajęciami.
- Cześć co podać?
– uśmiechnęłam się przyjaźnie w jego, stronie kładąc ręce na ladzie.
- Ciastko i kawę
- pomachał mi ręka na powitanie, odwieszając swoją kurtkę i ruszając do
stolika. – Razy trzy.
- Trzy? –
uniosłam zdziwiona brwi, kiwając głową w stronę Anne, która wybrała trzy
ciastka i położyła je na talerzykach. Chłopak przytaknął głową, może pracuje tu
dopiero kilka tygodni, ale chłopak zawsze przychodził tylko z kędzierzawym
kolegom, Harrym jeśli dobrze pamiętam. Zapisałam zamówienie i podliczone ceny
na kartce i przyczepiłam nad sobą. W tym czasie Ann nasypała, do kubków,
kawę i włączyła wodę. Drzwi otworzyły się ponownie, niskie dziewczyny weszły,
kupiły dwa pączki herbatę na wynos i ruszyły zapewne na uczelnie. Anne zalała
kawy i zaniosła do stolika blondyna, nachyliłam się by znaleźć szmatkę, jednak
zamiast niej złapałam plakat wyciągnęłam go i rozłożyłam.
- Anne co to ? –
zapytałam koleżankę, biegając wzrokiem po literach i czytając na głos. Konkurs
na własną piosenkę? Co to za badziewie. Kto by się na to pisał? Zielonooka
podchodząc do mnie westchnęła ciężko.
- Zapomniałam,
miałyśmy to powiesić, rano. – usłyszałyśmy dźwięk ponownie otwieranych drzwi.
-Dobra, to obsłuż
klientów, a ja to powieszę – puściłam do niej oczko, zwijając plakat. Wzięłam
spod lady, taśmę klejącą i jak najszybciej przykleiłam wiadomość o konkursie na
oknie. Przez chwilę znów przemknęła mi przez myśl owa melodia błąkająca się w
mojej głowie i pomyślałam, że mogłabym ją wykorzystać, ale przecież ja nie
potrafię pisać. Z resztą pewnie i tak nikt się nie zgłosi, a ja nie dość, że tu
pracuje to jeszcze brałabym udział w konkursie. Zaśmiałam się pod nosem i
przyłożyłam do ust rękę zdając sobie sprawę, z tego że ktoś mnie obserwuje.
Swój wzrok skierowałam na stolik, gdzie kilka minut temu siedział sam blondyn,
teraz dołączyli do niego za pewnie jego przyjaciele. Um.. Harry, którego już
zdążyłam poznać i przystojny szatyn, którego niebieskie tęczówki utkwione był w
moją osobę. Powoli odsuwając rękę, ułożyłam usta w delikatnym uśmiechu i ponownie
stanęłam za ladą, raz po raz zerkając w stronę chłopaków.
~
Słysząc cichy
śmiech, który rozniósł się po kawiarni, spojrzałem w swoją prawą stronę,
ciemnowłosa dziewczyna przykładając rękę do ust, za pewnie śmiała się ze swojej
myśli. Gdy zorientowała się, że na nią patrzę spojrzała na mnie swymi
niebieskimi oczami i odsuwając dłoń, uśmiechnęła się lekko, jednak w
najpiękniejszy sposób. Odwzajemniłem uśmiech jednak ona, zdążyła stanąć za
ladą. Skądś znałem te oczy, ten uśmiech, nawet śmiech.
- Stary – zwrócił
się Niall do Harry’ego spojrzałem na nich - Ten konkurs na piosenkę,
powinieneś się zgłosić !
- Co jaki
konkurs? – odezwał się zdezorientowany Curly podnosząc głowę.
- No na własną
piosenkę – blondyn wywrócił oczami, a ja westchnąłem przeciągle.
- O czym ty
gadasz?
- O konkursie na
własną piosenkę. Przecież mówię – zmarszczył brwi – Ile razy mam to powtarzać?
Dziewczyny o tym mówiły i powiesiły plakat. Louis Ty też powinieneś spróbować.
– razem z Harrym roześmialiśmy się głośno, omal nie wylewając kaw.
- Słyszysz siebie
Niall? – wypowiedziałem powoli uspakajając się.
- Tak, i was jak
śpiewacie też słyszałem – uśmiechnął się szeroko i dopijając swoją kawę wstał
ruszył ku wyjściu – Do zobaczenia jutro chłopaki.
Razem z Harry,
stanęliśmy przed kawiarnią i zaczęliśmy czytać plakat. Ściągnąłem brwi
pokazując palcem wskazującym wygraną i spojrzałem na przyjaciela. Jednak on
pokręcił tylko głową i machnął ręką ruszając dalej. Włożyłem ręce do kieszeni
od spodni stojąc tak jeszcze przez chwilę póki nawoływanie Styles’a, że mam się
ruszyć dotarło aż na koniec ulicy. Jeśli Harry nie chce wziąć udziału, to może
ja to zrobię? Zbliżają się jego urodziny kasę którą wygram podarujemy razem z
Niallerem i w końcu będzie mógł się pomóc swojej mamie. Może to nie jakaś
naprawdę wielka suma pieniędzy, ale gdyby połączył ją ze swymi oszczędnościami?
Powinien sam wziąć udział, ugh. Nigdy go nie zrozumiem, już miałem zamiar coś
powiedzieć jednak uprzedził mnie mówiąc o jakiejś dziewczynie, tylko one mu w
głowie. Marzy by w końcu wszystko było dobrze, więc może by coś zrobił?... O
nie! Postanowione. Wyśpiewam dla Harry’ego te pieniądze.
Wracając z
uczelni wstąpiłem ponownie do kawiarni, rozejrzałem się bardzo uważnie, mając
chyba nadzieję, że gdzieś zobaczę brązowowłosą dziewczynę i będę to właśnie ją
mógł poprosić o formularz.
- Cześć, w czym
mogę pomóc? – odezwała się niska, rudowłosa dziewczyna stojąca za ladą, a za
nią pojawiła się blondynka. Nie było ich rano, więc niebieskooka musiała pewnie
skończyć swoją zmianę jak i również jej koleżanka.
- Um… Chciałem
formularz na ten konkurs. – wyciągnąłem rękę z kieszeni i pokazałem kciukiem za
siebie. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, pokazując na ladzie plik kartek,
przesunęła ją lekko w moją stronę.
- Proszę, weź
jedną. A nawet parę, jeśli masz nawet znajomych którzy lubią śpiewać –
roześmiała się i puściła oczko. Odwzajemniłem uśmiech i wziąłem dwa formularze.
Oczywiście nie był on ani dla Niall’a, a tym bardziej Harry’ego, był dla mnie,
gdybym jak taka gapa pomylił się w wypełnianiu go. Zamówiłem jeszcze kawę na
wynos i wyszedłem, ruszając do domu.
Kilka dni
później, ponownie pojawiłem się w kawiarni z wypełnionym formularzem w
ręku. I teraz mogłem tylko czekać aż nadejdzie dzień przesłuchań.
Stałem na małej,
drewnianej scenie zabrałem mikron ze statywu i odsunąłem go kawałek dalej.
Uniosłem rękę wyżej, powinienem, zacząć śpiewać jednak nie mogłem. Jakaś wielka
gula w gardle nie pozwalała mi wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
Zmrużyłem oczy spoglądając na sale. Pustki. Tylko w oddali jakby przez mgłę
mała dziewczynka, w krótkich ciemnych włosach, przeszywała mnie swoim wzrokiem,
wszystko zaczęło się wyostrzać i wtedy… Drrryyn. Otwartą dłonią uderzyłem w
budzik. Usiadłem i potrząsnąłem głową głupi sen.
W końcu nadszedł
wielki dzień, no może nie dla wszystkich ale dla mnie z pewnością.
Wytłumaczyłem Niallerowi mój pomysł i z wielkim entuzjazmem zgodził się mi
pomóc. Zajął się Harry’m nie za bardzo wnikałem jak, ponieważ zająłem się
piosenką. Z początku chciałem wybrać coś z najnowszych, jednak w głowie wciąż
pojawiał mi się obraz ze snu i już wiedziałem, że powinnam wybrać piosenkę,
którą napisaliśmy razem z Olą, moją małą Olą. Nie wiedziałem dlaczego, bo z
pewnością piosenka nie należała do jakiś hitów w końcu mieliśmy chyba wtedy po
dwanaście lat, jednakże była tak strasznie, magiczna, piękna, było w niej tyle
wspomnień. I czułem, że to bardzo dobry wybór.
Siedzieliśmy
razem z Horanem w kawiarni, obserwując i słuchając moich przeciwników. Byli
dobrzy, niektórzy naprawdę. Czasem miałem ochotę wstać i po prostu wyjść
rezygnując z tego wszystkiego, jednak Niall powstrzymywał mnie. Kilka minut
później siedziałem już na środku z gitarą w ręce, najpierw spojrzałem na
zebranych, przełknąłem ślinę i spojrzałem jeszcze w stronę lady.
Niebieskooka dziewczyna stała tam, wycierając kubki z ogromną uwagą, podniosła
na chwilę wzrok by zaraz potem utkwić go we mnie i uśmiechem dodać mi pewności,
że wszystko pójdzie idealnie. Była tak strasznie do niej podoba, zauważyłem to
już drugi raz. Nie mogłem tego połączyć, ale teraz już wiem. Tak strasznie
podobna do małej Oli, i gdy przywołam sen, moment gdy pozwoliłem spojrzeć sobie
w szybę ta osoba tam, to była ona! Ola! Jeśli to ona musi pamiętać piosenkę!
Wtedy uderzyłem w struny, popłynęły pierwsze dźwięki melodii, przymknąłem oczy,
by się skupić i dopiero wtedy pozwoliłem by pierwsze słowa wypłynęły z moich
ust. Do refrenu poszło gładko, do momentu gdy jej oczy nie spoczęły ponownie na
mnie, a ze smukłych dłoni wysunął się kubek roztrzaskując się na miliony
kawałków. Nie mogłem teraz przerwać, śpiewałem dalej próbując dać z
siebie wszystko. Kątem oka widziałem jak dziewczyna szepcze coś do swojej
koleżanki i następnie do sędziów. Ich skinienie głową musiało oznaczać zgodę,
gdyż zaraz potem usłyszałem przepiękny głos brązowowłosej. To była Ola, cała
moja Ola. Ciarki przebiegły po moim ciele, śpiewałem jak w transie patrząc na
zbliżającą się jej osobę i układając palce na gryfie w odpowiednie chwyty, a
druga uderzając o struny. Nasze głosy jak w moim rodzinnym domu tworzyły jedną
całość, stanęła obok mnie dokańczając piosenkę z wyraźnym polskim akcentem.
Uśmiechnęliśmy się oboje najpierw do siebie, następnie w stronę publiczności,
która żywo biła brawa i gwizdała. Zeszliśmy z przysłowiowej sceny, oparłem
gitarę o ścianę obok, zrobiłem krok w jej stronę z zamiarem przytulenia do
siebie z całej ludzkiej siły jednak powstrzymała mnie. Pytanie które wypłynęło
z jej ust, zbiło mnie z tropu.
- Co to za
melodia, Za słowa? Czy to nie miała być to własna piosenka? – mój świat w legł
w gruzach. Czyżby mnie nie poznawała? Może jednak udaje, by zaraz pogratulować
mi wspaniałego występu i skarcić za brak odzywania, ale przecież ja się
odezwałem. Stałem tam, patrząc na nią kompletnie zdezorientowany,
szaro-niebieskie oczy równie zdziwione przeszywały mnie na wylot, ale nic nie
wskazywało na to, że dziewczyna mnie zna.
~
Gdy przystojny
szatyn pojawił się na scenie wydawał się zdenerwowany, uśmiechnęłam się do
niego próbując dodać mu otuchy, a gdy odwzajemnił mój uśmiech wróciłam do
poprzedniej czynności. Wycierałam kubki słuchając wszystkich występów, wszyscy
wykonawcy byli utalentowani jednak jak na razie żaden z nich jakoś mnie nie
zachwycił. Usłyszałam pierwsze dźwięki akordów, melodia była dość znana,
zapewne przerobiona z jakiejś piosenki, lecącej ciągle w stacjach radiowych,
ale brzmiała naprawdę dobrze. Pierwsze słowa, odbijały się echem w głowie jakby
dawały znak, jednak nie zwracałam na to uwagi, skupiona na wycieraniu kubka
mruczałam pod nosem melodie. Melodie która zabrzmiała zaraz po zwrotce, a zanim
chłopak zaśpiewał słowa refrenu ja już je znałam! Odebrało mi oddech, a z moich
rąk wyślizgnął się kubek, nie zdążyłam go złapać, rozbił się robiąc przy tym
trochę hałasu. Z szalejącym sercem, poprosiłam Anne, by się tym zajęła, istny
kłębek niewiedzy kręcił się po mojej głowie. Podeszłam do sędziów, powiedziałam
kilka słów, a oni pozwolili zaśpiewać mi razem z nieznajomym. Wzięłam kilka
głębokich wdechów zanim do końca zdecydowałam się zacząć śpiewać, przecież nie
miałam żadnej pewności, że słowa które układały się w mojej głowie w tekst
piosenki faktycznie mogły nim być, ale były. Zaczęłam śpiewać głośniej idąc w
stronę chłopaka, następnie stanęłam obok niego i razem dokończyliśmy piosenkę.
Aplauz był głośniejszy niż można było by to sobie wyobrazić, niektórzy wstali z
miejsc, ukłoniliśmy się i zeszliśmy na bok. W mojej głowie kłębek robił się
coraz większy więc nie zwracając uwagi, na krok szatyna w moją stronę,
wytrzeszczając oczy zapytałam
- Co to za
melodia? Za słowa? Czy to nie miała być własna piosenka? – otworzył szerzej
oczy, patrząc na mnie zdezorientowany, zrobił krok do tyłu i zachwiał się na
nogach, jakby zaraz potem miał runąć na ziemię. Zamyślił się przez chwilę,
marszcząc brwi zapewne zastanawiając się co powiedzieć. Wskazał na mnie ręką
- Ola? –
powiedział w śmieszny sposób, w pierwszym momencie pomyślałam, że każdy głupi
może przeczytać plakietkę z moim imieniem, jednak zdałam sobie sprawę, że dziś
ją zapomniałam. Spojrzałam jeszcze po sobie, dla upewnienia, a on wypowiedział
w tym czasie moje nazwisko.
- Um .. tak. Skąd
znasz moje imię i nazwisko? – zmrużyłam oczy, zdziwiona.
- Jestem Louis!
Louis Tomlinson! – krzyknął machając ręką i chcąc mnie przytulić. Odsunęłam
się. Louis zrobił kolejną zdziwioną minę. Przygryzłam dolną wargę mierząc go
wzrokiem.
- Przepraszam,
ale ja… Ja cię nie znam. – przeczesałam palcami włosy wciąż na niego patrząc –
Chyba, że byłeś kiedyś w Polsce. – pokręcił przecząco głową, złapał mnie za
nadgarstek, w drugą rękę wziął gitarę i pociągnął w stronę stolika który
właśnie się zwolnił.
- Ja nie byłem w
Polsce, ale ty byłaś tutaj w Anglii gdy byłaś mała! Wszystko się zgadza,
nazwisko, imię, to że jesteś polką, że masz niesamowity głos. To musisz być Ty.
Musisz być moją małą Olą – powiedział na jednym wydechu patrząc na mnie swymi
niebieskimi oczami. Wstałam, tego było za wiele, chłopak musiał być opętany,
pewnie mnie śledził i wypytywał o wszystko znajomych. Potrząsnęłam głową.
- Przepraszam,
ale jesteś wariatem.
- A piosenka? –
uniosłam brwi, okej to będzie ostatnia rzecz, w której go wysłucham – Skądś
musisz ją znać! Napisaliśmy ją razem, gdy byliśmy mali śpiewaliśmy ją razem
przed naszymi rodzicami.
- Jesteś
śmieszny, każdy potrafi zagrać cover mało znanej piosenki. – odwróciłam się by
w końcu odejść i dać sobie z tym wszystkim sposób jednak Louis zagrodził mi
drogę grzebiąc w swoim portfelu.
- Chcesz mi
zapłacić za stracony czas? – udawał, że niedosłyszał, wyciągnął zdjęcie, stare,
zniszczone.
- Zobacz to
jesteśmy my! Tego dnia gdy powiedziałaś, że zostajesz ze mną na miesiąc
wakacji. – wywróciłam oczami, miałam ochotę powiedzieć mu jakim jest idiotą,
jednak było we mnie coś silniejszego. Coś co kazało mi wziąć do ręki zdjęcie i
je obejrzeć. To przestało być śmieszne, stałam tam w trochę dłuższych włosach
niż teraz z głupią miną i roześmianymi oczami, a obok mnie wyższy o głowę
szatyn z równie głupim wyrazem twarzy i wesołymi tęczówkami. To naprawdę byłam
ja, w domu w Polsce, w starych papierach mamy znalazłam kawałek przedartego
zdjęcia. Z racji, że miałam ubytki w pamięci nigdy nie miałam go z czym
połączyć, a nie chcąc niczego rozgrzebywać, czy prosić o tłumaczenia mamy,
która i tak zawsze odmawiała zostawiłam to tak jak było. – Teraz już pamiętasz?
– zapytał robiąc krok w moją stronę i łapiąc za ramiona. Do oczu napłynęły mi
łzy.
- Ja … - kilka
wydostało się i spłynęło po policzku – Niestety nie pamiętam nic. – uniosłam
głowę, posmutniał i odsunął się zabierając delikatnie zdjęcie z mojej ręki.
- Przepraszam,
widocznie…
- Nie! –
przerwałam – Znaczy… - spuściłam głowę – To ja, na zdjęciu to ja. W Polsce
miałam z mamą wypadek i straciłam cześć pamięci i … - silne ramiona objęły mnie
i przytuliły z całej siły. Pociągnąłam nosem. - Wiesz, że przeze mnie nie
wygrasz? – zmieniłam na chwilę temat, unosząc głowę.
- To nieważne.
Już wygrałem. Jesteś moją małą Olą. Znalazłem Cię. – szepnął.
Nić ich
przyjaźni niewiarygodnie rozciągnęła się, by zaraz potem ze zwiększoną siłą
przyciągnąć ich jeszcze bardziej do siebie.
Jednopart znów jest długi, znów nie jest naprawdę zadziwiający, wspaniały, jest zwykły nawet nie wiem czy powinnam być z niego zadowolona. Mam wrażenie, że czegoś w nim brakuje... Ale, był i jest dedykowany Oli, która już dawno go czytała ( z jakieś 2 lata temu, lol) i nawet wątpię, że wie o tym blogu, ale to nie ważne...
Mam nadzieję, że komuś się spodoba! :)
To ja teraz czekam na Anię i Nialla :D
OdpowiedzUsuńWow, to jest piękne i szkoda w sumie, że nie zrobiłaś z tego opowiadania takiego dłuuuuuuuugiego, bo z pewnością wyszłoby wspaniałe.
To wzruszające, że po tylu latach się spotkali i, że Lou nadal nosił w portfelu ich zdjęcie :) No i ich pierwsze spotkanie, przecudowne :') naprawdę nie lubię matki Oli, co za zołza, ech.
Średnio mi się podoba. Piszesz trochę bez ładu i składu, jakbyś nie potrafiła skupić się na jednej myśli.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to mogłaś rozwinąć zakończenie ale ogólnie to spoko:) ciekawy pomysł
OdpowiedzUsuń