Pierwsze 90 minut

Gdy była mała jedyną rzeczą, na którą czekała było niedzielne popołudnie. To właśnie wtedy wsiadali z tatą na rowery i objeżdżali miasto, po to, by wylądować na miejskim stadionie i obejrzeć mecz. Nie rozumiała na czym to polega, po prostu patrzyła jak dwadzieścia dwie osoby walczą o jedną piłkę. Zawsze z tatą mieli umowę, że w domu nie piszczą słowem, o tym gdzie byli.
Z czasem jednak tradycja zanikła. Lesley podrosła i mając u boku swoją przyjaciółkę częściej spędzała ten czas razem z nią. Niestety nie wszystkie przyjaźnie trwają wiecznie, większość ludzi, których znała rozwiał wiatr i nie wielu ze znajomych pozostało blisko.
 Kiedy zdała prawo jazdy jedyne, o czym jej dumny ojciec mówił, było to, że będzie płacił jej za każdy mecz, na który go zabierze; oczywiście były to ojcowskie żarty. Les śmiała się, bo nie sądziła, że naprawdę skończy jeżdżąc na większość meczy (przyznajmy szczerze) tej beznadziejnej drużyny.
Wszystko zaczęło się latem, kiedy drużyna grała sparing na stadionie przeciwników, drużyny lepszej, bardziej znanej. W ostatniej chwili zdecydowała, że chciałaby zobaczyć ten wielki obiekt. I tak siedziała właśnie w autobusie, jako jedna z dwóch dziewczyn. W rękach trzymała telefon, ponieważ dziś wieczorem był kolejny z ważnych siatkarskich meczy, którego nie chciała ominąć; nawet jeśli nie mogła oglądać, mogła śledzić wyniki w internecie. Jej własne serce było prawie jak trzykolorowa piłka siatkowa.
 Za nią siedziała ta druga dziewczyna, wyglądała na starszą, obok niej jej chłopak. Lesley nie odzywała się do nich, ponieważ nie wyczuła krzty uprzejmości. Choć może trochę się myliła.
Jej tata po paru minutach wdał się w jakąś rozmowę wiec zajadając żelki. Lesley musiała spojrzeć w okno. Nie żeby jej to przeszkadzało.
Gdy wysiedli z autobusu czuła, że jest trochę nie na miejscu. Jasne jak słońce, dlaczego ta blondynka tutaj była, ale ona? Cały czas trzymała się przy swoim ojcu czując na sobie różne spojrzenia, to było dziwne uczucie. Nikt prawie jej tam nie znał, ona nie znała prawie nikogo. Nie wliczając to jej taty i trójki kuzynów, którzy i tak byli bardziej zajęci swoimi sprawami, w końcu po to tutaj przyjechali. Drużyna udała się do szatni, a kibice by obejść stadion.
- Cześć, jestem Juliet – przedstawiła się kilka minut później dziewczyna i uśmiechnęła się delikatnie. W ręku trzymała paczkę paluszków potrząsając nimi.
- Lesley – odpowiedziała zabierając parę. – I dziękuje. – Kilka następnych minut spędziły razem.
Trzeba było przyznać, że jak na początek wiosny było wyjątkowo zimno. Kiedy stanęły, a na boisku zaczęli pojawiać się gracze, Juliet delikatnie szarpnęła rękę Les, aby usiadły na miejscach trenera i innych, skoro to był sparing to i tak nikogo to nie obchodziło. Zawodnicy rzucili obok nich swoje bluzy i wybiegli, koło nas usiadł tylko Remy – chłopak Juliet, a kawałek dalej dwóch innych, jeden z trzynastką, a drugi z ósemką na plecach. Lesley co jakiś czas sprawdzała godzinę na telefonie bojąc się, że przegapi rozpoczęcie meczu siatkarskiego.
Juliet siedziała obok, i co jakiś czas wymieniały się zabawnymi komentarzami, jednak nie było to coś, co przychodziło z łatwością. Lesley może nie zawsze umiała oceniać ludzi, jednak tym razem nie myliła się. Po obu dziewczynach było widać, jak trudno nawiązać kontakt. Obie próbowały się rozluźnić, ale wciąż było sztywno. Może chodziło o tą niewielką różnice wieku jaka je dzieliła.
- Do kurwy jasnej, ile mam wam mówić, że nie gramy środkiem? Czy wy w ogóle tutaj jesteście? - wrzasnął rozwścieczony trener i tupnął nogą, jakby chciał dodać temu wszystkiemu więcej mocy. Les wciągnęła powietrze skupiając się na grze przed nią. Wciąż nie do końca pamiętała reguły, ale widziała dobrze, że znów grają fatalnie. 
- Remy, rozgrzej się - wchodzisz - powiedział znów wysoki mężczyzna, który biegał przy bocznej linii. Remy zdjął bluzę i podał Juliet mówiąc żeby się ubrała, bo jest naprawdę chłodno. Les nawet nie zauważyła, kiedy większość bluz obok niej zniknęła. Nawet jej ojciec stojący kilka metrów dalej miał jedną na sobie. Przeszło ją zimno, wzdrygnęła się potem i mając nadzieje, ze nikt tego nie zauważył spojrzała w ekran telefonu, czując radość, że chociaż siatkarzom dobrze szło. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Masz, będzie ci cieplej - zabrzmiało obok, a ona odwróciła się zdziwiona w stronę chłopaka, który to powiedział. 
-Nie, przestań, poradzę sobie. - Spróbowała się znów uśmiechnąć, ale chłodny wiatr raczej jej w tym nie pomógł. 
- Nie wątpię, ale niedługo wchodzę, a wolałbym wiedzieć, gdzie jest moja bluza. - Zarzucił ją na jej ramiona i odszedł parę kroków dalej, by również się rozgrzać. Lesley starała się nie patrzeć, jak wysoki blondyn rozgrzewa się kilka metrów dalej, czasami jednak było to nie wykonalne. Później przyłapywała się nawet na tym, że szukała go na boisku, wiedząc już, iż to właśnie on miał ósemkę na plecach.

Zremisowali, co nie ukrywajmy było nad wyraz szczególnym dla nich sukcesem, wiec powrót do domu zapowiadał się fantastycznie. Do pełnego prawie kupka radości dolewali wciąż siatkarze, którzy kończyli powoli grać właśnie drugiego seta, pełnego nerwówki. Lesley czuła się, jak w swoim żywiole, gdy co chwilę ktoś do niej krzyczał i prosił by podała wynik, nawet trener się tym zainteresował. Czuła, jak wszyscy przeżywają tą grę razem z nią, to było naprawdę fajne.
 - I jak? – zawołał ktoś z tyłu. Les odświeżyła telefon nie mogąc doczekać się, jaki wynik się wyświetli. To było nawet lepsze od oglądania w telewizji, co jakiś czas wybierała najśmieszniejsze teksty komentatorów i czytała wszystkim, a potem cały autobus wybuchał śmiechem, nie spodziewała się, że tak to się za kończy.
- Wygrali – krzyknęła – Jeszcze jeden set! – Dodała po chwili szczęśliwa, a wszyscy faceci razem z Juliet siedzącą za nią krzyknęli wesoło. Teraz musieli czekać aż zacznie się kolejny, więc zaczęli o czymś rozmawiać. Ciemną blondynkę nie do końca interesowały te rozmowy, więc pozwoliła wyłączyć się na chwilę i weszła na twittera by sprawdzić jakie to jeszcze wpadki, lub zabawne teksty wyłapali inni fani siatkówki. Co jakiś czas chichotała pod nosem, lub by nie patrzeć wciąż w ekran komórki odrywała wzrok i patrzyła w okno.
- Hej kochana, i jak siatkarze? – zapytał ktoś, chyba z przodu autobusu. Lesley odblokowała telefon by się upewnić, a potem odkrzyknąć, że przerwa jeszcze trwa jednak ktoś ją wyprzedził.
- Ej, to moja kuzynka! – krzyknął Drew siedzący pod oknem zaraz za przejściem.
- Nie prawda, bo moja – oburzył się Max wyrzucając ręce w górę, za pewne tak dla efektu.
- To jest MOJA kuzynka! – zawołał trzeci całkiem poważnie, a potem wszyscy parsknęli śmiechem. 





            Ta dam!
Bo mi głupio, bo nie mam dla was nic innego, bo błagam o przebaczenie i cierpliwość.
Co myślicie o Lesley? Chłopaku od bluzy, albo o całej drużynie?

PS.
Za podobieństwa do prawdziwych zdarzeń...
Szczerze przepraszam :D

TT:.@Reniferowa_ 
 
#90minutFF - INFORMACYJNIE

1 komentarz: