Gdy była mała jedyną
rzeczą, na którą czekała było niedzielne popołudnie. To właśnie wtedy wsiadali
z tatą na rowery i objeżdżali miasto, po to, by wylądować na miejskim stadionie
i obejrzeć mecz. Nie rozumiała na czym to polega, po prostu patrzyła jak dwadzieścia
dwie osoby walczą o jedną piłkę. Zawsze z tatą mieli umowę, że w domu nie
piszczą słowem, o tym gdzie byli.
Z czasem jednak
tradycja zanikła. Lesley podrosła i mając u boku swoją przyjaciółkę częściej
spędzała ten czas razem z nią. Niestety nie wszystkie przyjaźnie trwają
wiecznie, większość ludzi, których znała rozwiał wiatr i nie wielu ze znajomych
pozostało blisko.
Kiedy zdała prawo jazdy jedyne, o czym jej
dumny ojciec mówił, było to, że będzie płacił jej za każdy mecz, na który go
zabierze; oczywiście były to ojcowskie żarty. Les śmiała się, bo nie sądziła,
że naprawdę skończy jeżdżąc na większość meczy (przyznajmy szczerze) tej
beznadziejnej drużyny.
Wszystko zaczęło się
latem, kiedy drużyna grała sparing na stadionie przeciwników, drużyny lepszej,
bardziej znanej. W ostatniej chwili zdecydowała, że chciałaby zobaczyć ten
wielki obiekt. I tak siedziała właśnie w autobusie, jako jedna z dwóch
dziewczyn. W rękach trzymała telefon, ponieważ dziś wieczorem był kolejny z
ważnych siatkarskich meczy, którego nie chciała ominąć; nawet jeśli nie mogła
oglądać, mogła śledzić wyniki w internecie. Jej własne serce było prawie jak trzykolorowa
piłka siatkowa.
Za nią siedziała ta druga dziewczyna,
wyglądała na starszą, obok niej jej chłopak. Lesley nie odzywała się do nich,
ponieważ nie wyczuła krzty uprzejmości. Choć może trochę się myliła.
Jej tata po paru
minutach wdał się w jakąś rozmowę wiec zajadając żelki. Lesley musiała spojrzeć
w okno. Nie żeby jej to przeszkadzało.
Gdy wysiedli z autobusu
czuła, że jest trochę nie na miejscu. Jasne jak słońce, dlaczego ta blondynka
tutaj była, ale ona? Cały czas trzymała się przy swoim ojcu czując na sobie
różne spojrzenia, to było dziwne uczucie. Nikt prawie jej tam nie znał, ona nie
znała prawie nikogo. Nie wliczając to jej taty i trójki kuzynów, którzy i tak
byli bardziej zajęci swoimi sprawami, w końcu po to tutaj przyjechali. Drużyna
udała się do szatni, a kibice by obejść stadion.
- Cześć, jestem Juliet
– przedstawiła się kilka minut później dziewczyna i uśmiechnęła się delikatnie.
W ręku trzymała paczkę paluszków potrząsając nimi.
- Lesley – odpowiedziała
zabierając parę. – I dziękuje. – Kilka następnych minut spędziły razem.
Trzeba było przyznać,
że jak na początek wiosny było wyjątkowo zimno. Kiedy stanęły, a na boisku
zaczęli pojawiać się gracze, Juliet delikatnie szarpnęła rękę Les, aby usiadły
na miejscach trenera i innych, skoro to był sparing to i tak nikogo to nie
obchodziło. Zawodnicy rzucili obok nich swoje bluzy i wybiegli, koło nas usiadł
tylko Remy – chłopak Juliet, a kawałek dalej dwóch innych, jeden z trzynastką,
a drugi z ósemką na plecach. Lesley co jakiś czas sprawdzała godzinę na
telefonie bojąc się, że przegapi rozpoczęcie meczu siatkarskiego.
Juliet
siedziała obok, i co jakiś czas wymieniały się zabawnymi komentarzami, jednak
nie było to coś, co przychodziło z łatwością. Lesley może nie zawsze umiała oceniać
ludzi, jednak tym razem nie myliła się. Po obu dziewczynach było widać, jak
trudno nawiązać kontakt. Obie próbowały się rozluźnić, ale wciąż było sztywno.
Może chodziło o tą niewielką różnice wieku jaka je dzieliła.
- Do
kurwy jasnej, ile mam wam mówić, że nie gramy środkiem? Czy wy w ogóle tutaj jesteście?
- wrzasnął rozwścieczony trener i tupnął nogą, jakby chciał dodać temu
wszystkiemu więcej mocy. Les wciągnęła powietrze skupiając się na grze przed
nią. Wciąż nie do końca pamiętała reguły, ale widziała dobrze, że znów grają
fatalnie.
-
Remy, rozgrzej się - wchodzisz - powiedział znów wysoki mężczyzna, który biegał
przy bocznej linii. Remy zdjął bluzę i podał Juliet mówiąc żeby się ubrała, bo
jest naprawdę chłodno. Les nawet nie zauważyła, kiedy większość bluz obok niej
zniknęła. Nawet jej ojciec stojący kilka metrów dalej miał jedną na sobie.
Przeszło ją zimno, wzdrygnęła się potem i mając nadzieje, ze nikt tego nie
zauważył spojrzała w ekran telefonu, czując radość, że chociaż siatkarzom
dobrze szło. Uśmiechnęła się pod nosem.
-
Masz, będzie ci cieplej - zabrzmiało obok, a ona odwróciła się zdziwiona w
stronę chłopaka, który to powiedział.
-Nie,
przestań, poradzę sobie. - Spróbowała się znów uśmiechnąć, ale chłodny wiatr
raczej jej w tym nie pomógł.
- Nie
wątpię, ale niedługo wchodzę, a wolałbym wiedzieć, gdzie jest moja bluza. - Zarzucił
ją na jej ramiona i odszedł parę kroków dalej, by również się rozgrzać. Lesley
starała się nie patrzeć, jak wysoki blondyn rozgrzewa się kilka metrów dalej,
czasami jednak było to nie wykonalne. Później przyłapywała się nawet na tym, że
szukała go na boisku, wiedząc już, iż to właśnie on miał ósemkę na plecach.
Zremisowali,
co nie ukrywajmy było nad wyraz szczególnym dla nich sukcesem, wiec powrót do
domu zapowiadał się fantastycznie. Do pełnego prawie kupka radości dolewali
wciąż siatkarze, którzy kończyli powoli grać właśnie drugiego seta, pełnego
nerwówki. Lesley czuła się, jak w swoim żywiole, gdy co chwilę ktoś do niej
krzyczał i prosił by podała wynik, nawet trener się tym zainteresował. Czuła,
jak wszyscy przeżywają tą grę razem z nią, to było naprawdę fajne.
- I jak? – zawołał ktoś z tyłu. Les odświeżyła
telefon nie mogąc doczekać się, jaki wynik się wyświetli. To było nawet lepsze
od oglądania w telewizji, co jakiś czas wybierała najśmieszniejsze teksty
komentatorów i czytała wszystkim, a potem cały autobus wybuchał śmiechem, nie
spodziewała się, że tak to się za kończy.
-
Wygrali – krzyknęła – Jeszcze jeden set! – Dodała po chwili szczęśliwa, a
wszyscy faceci razem z Juliet siedzącą za nią krzyknęli wesoło. Teraz musieli
czekać aż zacznie się kolejny, więc zaczęli o czymś rozmawiać. Ciemną blondynkę
nie do końca interesowały te rozmowy, więc pozwoliła wyłączyć się na chwilę i
weszła na twittera by sprawdzić jakie to jeszcze wpadki, lub zabawne teksty
wyłapali inni fani siatkówki. Co jakiś czas chichotała pod nosem, lub by nie
patrzeć wciąż w ekran komórki odrywała wzrok i patrzyła w okno.
- Hej
kochana, i jak siatkarze? – zapytał ktoś, chyba z przodu autobusu. Lesley
odblokowała telefon by się upewnić, a potem odkrzyknąć, że przerwa jeszcze trwa
jednak ktoś ją wyprzedził.
- Ej,
to moja kuzynka! – krzyknął Drew siedzący pod oknem zaraz za przejściem.
- Nie
prawda, bo moja – oburzył się Max
wyrzucając ręce w górę, za pewne tak dla efektu.
- To
jest MOJA kuzynka! – zawołał trzeci całkiem poważnie, a potem wszyscy parsknęli
śmiechem.
Ta dam!
Bo mi głupio, bo nie mam dla was nic innego, bo błagam o przebaczenie i cierpliwość.
Co myślicie o Lesley? Chłopaku od bluzy, albo o całej drużynie?
PS.
Za podobieństwa do prawdziwych zdarzeń...
Szczerze przepraszam :D
TT:.@Reniferowa_
#90minutFF - INFORMACYJNIE
Liczę na jakis głębszy romansik :)
OdpowiedzUsuń