Tydzień
później wiedziała już jak tajemniczy chłopak się nazywa. Luke Hemmings. I nie
wiedziała tego dlatego, że namiętnie przeszukiwała internet by go znaleźć. Po
prostu skojarzyła go ze szkołą, do której chodziła i okazało się, że był o rok
młodszy niż ona. Starała się nie myśleć, o tym, że go zobaczy jednak myśli same
jakoś do niej przychodziły i nie wiedziała, co powinna z nimi zrobić. To raczej
nie było normalne, przynajmniej w jej mniemaniu.
Zagryzła
wargę do środka, kiedy to wysiadając z auta zauważył ją najmłodszy z kuzynów –
Max i pomachał do niej wesoło, a obok niego stał on. Luke, który tylko
uśmiechnął się lekko kopiąc piłkę do kolejnego gracza. Pokręciła głowę mówiąc
sobie, że ten uśmiech może nie był do niej, ba może w cale go nie było i z
uniesioną głową ruszyła za tatą w stronę trybun, które tak przy okazji mówiąc
były w opłakanym stanie. Jedyne więc, co pozostało gościom to oglądanie na
stojąco.
Przestąpiła
kilka razy z nogi na nogę, a później zaczął się mecz. Oczywiście, musiała
zauważyć, że ósemka biegała po boisku w pierwszym składzie, a ona czasem
zamiast patrzeć na piłkę spoglądała na niego. To chore – myślała ciągle, ale co
miała zrobić? Zamknąć oczy? Nie wyglądałaby wtedy idiotycznie? To nie tak, że
on jej się podobał, po prostu zapamiętała go, chyba przez gest, na który nie
wiele osób by się odważyło. Jej tata
zniknął rozmawiając z jakimś znajomym ze swojej pracy, a ona stała tam i lekko
marzła mimo, że ubrała się najcieplej jak mogła. Nawet założyła glany, które
był już schowane pod łóżkiem. Juliet siedziała obok rezerwowych i jadła gorzką
czekoladę, której Lesley nie znosiła, więc grzecznie podziękowała. Gra biegła
wciąż do przodu, drużyna której kibicowała miała więcej okazji, aby wsadzić
piłkę do siatki, lecz żadna nie została dobrze wykorzystana.
Westchnęła
i wywróciła oczami, kiedy to po raz któryś w banalny sposób stracili piłkę. Sam
trener, który siedział i obserwował, wstał w końcu i skrzyczał swoich
podopiecznych by w końcu się ogarnęli. Podziałało, ponieważ kilka minut później
w bramkę przeciwnika wpadła idealna piłka, nawet nie było mowy o spalonym
(który swoją drogą, dla Les cały czas był czarną magią). Chłopcy ucieszyli się
krzycząc, to rozbudziło w nich jeszcze większą chęć walki, a kibice zaklaskali
i przekrzykiwali się jakie to było wspaniałe. Blondynka skupiła się na grze,
podczas gdy gracz z drużyny przeciwnej miał piłkę i chciał podać swojemu, który
biegł przy bocznej linii stało się coś, przez co wszyscy chyba wstrzymali
oddech. Dziesiątka w niebieskiej
koszulce z „jej” drużyny wyprzedziła swojego przeciwnika chcąc odebrać mu
piłkę, obok niego pojawił się również Luke, by prawdopodobniej przejąć ją zaraz
po tym. Jednak gracz, do którego piłka była podana faulował dziesiątkę,
odpychając go. Ten w fatalny sposób poleciał na blondyna, przez co oboje
wylądowali na trawię zderzając się do tego wszystkiego po drodze głowami, co
było słychać. Pomoc podbiegła natychmiast, przeciwnik został potraktowany żółtą
kartką od sędziego i wyzwiskami ze strony kibiców, a nawet trenera. Lesley
mimo, że nie znała Hemmingsa osobiście poczuła się przez chwilę słabo,
przełknęła silne, kiedy oboje wstali i zeszli z boiska. Ulga, którą poczuła
sprawiła też, że musiała usiąść na ławce obok. Ukradkiem starała się patrzeć,
jak oboje podchodzą do trenera, a ten ogląda ich i kręci głową, znów wyzywając
przeciwnika.
-
Chyba będę musiał mieć szwy – mówi dziesiątka, oglądając swoją dłoń, którą jak
można było się teraz domyśleć zarył (dosłownie) w zęby Luke’a, któremu z ust
leciała krew.
-
Trzymaj mocno tą gazę, nie wygląda tak źle – stwierdził, ktoś stojący z tyłu, a
on pokiwał głową.
Luke
stał trzymając chusteczkę, która wciąż nabierała stopniowo czerwonego koloru i
przeklinał pod nosem. Les, starała się patrzeć na grę, ale to, że mogła
przyjrzeć mu się z bliska, z jednej strony musiało wydawać się lepszą opcją,
ponieważ zerkała na niego, co jakiś czas – częściej niż powinna.
-
Lesley, tak? – odezwał się nagle ktoś do niej, a ona jak obudzona z transu
uniosła głowę i spojrzała na trenera, który patrzył na nią – Możesz zabrać
gazę, wodę utlenioną no i Luke’a by spojrzeć na niego? Wiem, że powinien zrobić
to Adrew, jednak może być potrzebny tutaj.
- Ja…
- Les zawahała się, spojrzała na Juliet, która siedziała trochę dalej i w ogóle
nie słyszała, o co dziewczyna była proszona – Um… dobrze – powiedziała w końcu
i wstała. Cóż nigdy nie odmawiała, gdy ktoś ją o coś prosił, po prostu czuła
się wtedy zobowiązana.
Ruszając
w stronę budynku nawet nie obejrzała się czy chłopak za nią idzie, po prostu
wzięła, co potrzebowała i przeszła parę metrów w ciszy.
-
Jestem Luke – zaczął chłopak zrównując ich krok.
- Wiem
– odpowiedziała spokojnie przyciskając do siebie, to co potrzebowali – Lesley.
-
Bardzo mi miło – wybełkotał znów z chusteczką przy ustach, ponieważ nacięcie
musiało się otworzyć – Podałbym ci rękę, ale sama rozumiesz…
- Mhm…
- mruknęła otwierając drzwi i wchodząc pierwsza. Przełknęła znów ślinę, mimo,
że się zgodziła nie czuła się komfortowo.
-
Usiądź - poleciła mu z lekkim uśmiechem i przysunęła dla siebie stolik, by
mogła zostawić na nim, to co zabrała. Jej serce biło szybko, wiec na chwilę
odwróciła się plecami by wszystko ustawić w jakiejś kolejności. Następnie
zebrała w sobie tyle odwagi, by odwrócić się i sprawdzić, co się stało. Luke
wydął wargi, przez co nacięcie rozszerzyło się i znów zaczęło mocno krwawić. -
Musiałeś się ugryźć - stwierdziła cicho, odwracając się znów, jednak tym razem
by wziąć wodę utlenioną i gazik. Bała się, że jej ręka będzie drżała, kiedy
będzie oczyszczała nacięcie. Czuła na sobie jego ciekawskie spojrzenie - Może
szczypać - powiedziała, prosząc w duchu by skupił swoją uwagę, na tym by się
nie wyrwać. Przybliżyła wacik do jego ust, a później przycisnęła go lekko, na
co chłopak syknął, choć wyraźnie chciał tego uniknąć. Zamknął mocno oczy, by po
raz kolejny coś takiego się nie stało i czekał, aż Les skończy.
-
Dopiero się poznaliśmy, a tu już opatrujesz moje rany, jakbym, co najmniej
pobił się z kimś o ciebie - powiedział z rozbawieniem, gdy Lesley skończyła.
Lekko zarumieniła się słysząc jego słowa zakręcając butelkę z wodą utlenioną.
- Umiesz się bić? Bo, że gryźć to wiemy -
odpowiedziała pierwsze, co pojawiło się w jej głowie, nie myśląc o tym, że
chyba właśnie próbował ją poderwać... Czy coś.
~
Jeden z moich ulubionych rozdziałów xD
Znów nie mam dla was nic innego, ten nawet poprawiłam tak szybko, że nie dopisałam tego co kiedyś chciałam. Trudno, no :P
Dziękuje bardzo za komentarz(e) robi mi się cieplutko na sercu gdy je widzę! :)
TT: @Reniferowa_
#90MinutFF !!!!
''(...), że chyba właśnie próbował ją poderwać. Czy coś.'' idealne zakończenie i podsumowanie xD
OdpowiedzUsuńWiem xD też mi się podoba :P dziękuje za komentarz ;D
Usuń