To była wojenna ścieżka na ich własne życzenie. Jakby
przyciągali się i odpychali jednocześnie. W drodze na przystań Luke nie
obejrzał się za nią ani razu, przez co Les zaciskała wargi ze zdenerwowania.
Przecież ona nie była winna temu, że on sobie pogrywał, czy jak to sam uważał,
chciał jej w ten (beznadziejny) sposób przekazać, że ją lubi. Jedyne czego
mogła być winna to krzyki i powoli czuła się z tym źle. Bo czy złym wyjściem
byłaby zwyczajna, spokojna rozmowa? Może powinnam jednak spróbować go chociaż przeprosić
– myślała.
Westchnęła, szurając nogami po kamieniach, przymknęła na
chwilę oczy. Ta chwila wystarczyłaby nie zauważyć wystającego korzenia i
zachwiać się na nogach. Przed oczami widziała już jak leci na ziemię, a w
uszach słyszała śmiech, jednak nic z tego się nie wydarzyło. W zamian poczuła w
pasie silne ramie, które pociągnęło ją do siebie i pomogło utrzymać się w
pionie. Otworzyła szeroko oczy wydając z siebie zdziwiony pisk. Odwróciła twarz
i spojrzała na swojego wybawcę, który wciąż jej nie puszczał dopóki nie
oderwała jego ręki od swojego ciała. Uśmiechnął się, a w jego ciemnych oczach
błysnęła jakaś iskierka. Znała go. Znaczy, spotkali się raz, kilka tygodni temu
na meczu.
- Chyba lubimy się spotykać w takich okolicznościach. – Puścił
w jej stronę oko, a Lesley poczuła jak się rumieni. Niepotrzebnie. Pamiętała
tekst jaki ostatnio posłał w jej stronę oraz to jak go potraktowała, nie chcą
znów tego powtarzać, po prostu podziękowała cicho i ruszyła dalej. Uszczypnęła
się w policzki i pokręciła głową.
Luke odwrócił się w momencie, gdy Lesley odrywała ramię
chłopaka ze swojej tali. Słysząc pisk początkowo nie chciał tego zrobić, jednak
obawa, że mogła sobie coś zrobić była silniejsza, musiał sprawdzić przynajmniej
czy wszystko jest w porządku. Niestety. Było chyba za w porządku, bo widział
jak się rumieni i odchodzi bez słowa ze spuszczoną głową, patrząc pod nogi. Zacisnął
zęby, nie mógł nic powiedzieć, bo jeszcze Les znów go o coś oskarży. Jednak z
drugiej strony, King, jak zdążył się już dowiedzieć, był taką osobą, o której
powinna wiedzieć, że musi unikać. Stanął z boku i poczekał, aż go wyprzedzi by
następnie iść za nią.
- To ty jesteś tym chłopakiem, który mnie sfaulował – pojawił
się obok niego ciemnowłosy. Luke oderwał spojrzenie od pleców dziewczyny i
obrzucił go nieprzyjemnym spojrzeniem. Był ostatnią osobą, z którą chciał
rozmawiać, więc nawet nie odpowiedział idąc dalej. Skąd on się tutaj w ogóle
wziął, sądziłem, że tylko nasza drużyna i znajomi pojadą – myślał. King nie
dawał za wygraną, ewidentnie o coś chodziło.
- Odpocząłeś sobie dzięki czerwonej kartce? – Luke nie
odpowiedział na pytanie.
- Chodzi ci o coś konkretnego? Szukasz znajomych? Myślę, że
pomyliłeś drzwi – chłodne spojrzenie mogłoby zmrozić każdego, jednak ciemnooki
uśmiechnął się.
- Szybko się domyśliłeś. – Przytaknął głową, dając znak, że
blondyn dobrze myśli. – Chodzi mi o tą dziewczynę z którą jesteś w parze. –
Luke wciągnął powietrze próbując się opanować. – Zamieńmy się.
- Nie – opowiedział szybko i pewnie.
- Widać jak się nie lubicie, a ja chce ją poznać. Robie ci
przysługę stary – zawiesił swoje ramie na jego barkach. Na horyzoncie można
było zauważyć już wodę, połyskującą w świetle słońca. Luke strącił jego ramię.
- Zrobisz mi przysługę, jak wrócisz do domu. Źle odczytałeś sytuację.
Lesley ma moją bluzę, gdybyśmy się nie lubili pozwoliłbym na to żeby marzła.
- Lesley? Tak ma na imię – uśmiechnął się szeroko, a Luke
przeklął pod nosem. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na King’a.
– Mam jedną dobrą radę dla ciebie – ciemnowłosy również się
zatrzymał, spojrzał przez chwilę na oddalającą dziewczynę. – Nie zadzierałbym z
Lesley, z wielu powodów – Luke uśmiechnął się szeroko.
King tylko zaśmiał się, a Luke ruszył do przodu. Chłopak znał
historię King’a, to jak potraktował aktualną dziewczynę Max’a i jak za to mu
się oberwało. Chory oszust. Naprawdę powinien się pilnować. Teraz jedynym
pytaniem Hemmingsa, było czy powinien zrobić krok w stronę Lesley, a może
pozostawić to tak jak teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz